Roland CUBE Lite Monitor: Niech Cię usłyszą!

Śpiewasz? A może grasz na klawiszach? Brakuje Ci w domu odsłuchu i możliwości nagrania swoich popisów - szybko, łatwo i przyjemnie? Mam coś dla Ciebie!

Jest mały, śliczniutki i z możliwościami. I co zaskakujące - całkiem głośny! Ten przedstawiciel nowej rodziny osobistych "piecyków" treningowych został stworzony specjalnie dla wokalistów - ale nie tylko. Poznajmy go bliżej, gdyż naprawdę warto.

Firmę Roland zna chyba każdy muzyk. A jeśli nie ją, to jej marki-córki - Boss i Edirol. Korzystając ze swojego bogatego doświadczenia, Roland stworzył nową linię miniaturowych wzmacniaczy. Cube Lite Monitor jest właśnie przedstawicielem tej muzycznej, kolorowej rodzinki. Ręczę, że szybko stanie się Twoim najlepszym przyjacielem.

Odkrywamy maleństwo

Wymiary i waga opakowania sugerowałyby rozsądnych rozmiarów sprzęt, a tymczasem... Otwieram więc to pudełko i co widzę? W bezpiecznych wytłoczkach i w piankowej owijce już na mnie czeka. Niewielkie gabaryty, ładny, biały, lekko opalizujący lakier, eleganckie pokrętełka, srebrzysta maskownica, za którą kryją się takie małe bestie - decybele, które nieśmiało proszą, by je uwolnić. Po prostu Cube Lite.

Pamiętacie mój test klawiatury A49? Cube Lite jest równie śliczny, rewelacyjnie zakomponuje się w domu, a co do niewielkich rozmiarów... W każdym razie wymuskane wykończenie określa przeznaczenie Cube'a. Brak narożników i plastikowa, lecz solidna obudowa również zachęcają, żeby mimo wszystko traktować go z uczuciem (nie rzucać, nie zalewać, za to pieścić i przytulać). Na pewno się odwdzięczy ;)

Cube Lite Monitor, mimo swoich kompaktowych rozmiarów, ma całkiem słuszną wagę. Co interesujące - to nie "zasługa" transformatora zasilającego, bo zasilacz jest zewnętrzny. Znajdziemy go, razem z jeszcze jednym sprytnym kabelkiem, w pudełku. Oczywiście Roland dołączył instrukcję obsługi, która mimo wszystko na początku przygody się przyda. Przez około minutę. Ergonomia obsługi sprawia, że wystarczy tylko zerknąć, by wiedzieć co jest gdzie, a zerknąć mimo wszystko warto.

Przejdźmy do samego piecyka. Posiada dwa panele gniazd i regulatorów, jeden na górnej, drugi na tylnej ścianie. I właśnie po to jest manual, bo okazuje się, że mamy dwa pokrętła Volume! Słowem wyjaśnienia - Cube Lite pod względem możliwości wcale nie jest taki "Lite". Ta sprytna konstrukcja ma wbudowany mini-mikser, który choć prosty, to jednak jest całym sercem urządzenia.

Na tylnym panelu znajdziemy gniazdo zasilacza i włącznik, gniazdo słuchawkowe, tajemnicze gniazdko z małym pokrętłem Volume oznaczone i-Cube link, oraz dwa gniazda w formacie "duży jack", które pozwolą wpiąć liniowe źródło stereo (np. Roland Lucina) lub jeden mikrofon. Trochę szkoda, że jednak nie zdecydowano się na dodatkowe profesjonalne gniazdo XLR lub combo, ale umówmy się - da się z tym żyć.

Górny panel to kolejny zestaw pokręteł i jednego przełącznika. Wszystkie są odpowiedzialne za siłę i barwę dźwięku z wejść Line i Mic. Przełącznik służy do wyboru czułości wejść, mamy kolejne pokrętło Vol, korekcję tonów niskich, średnich i wysokich oraz... Jedno pokrętło do dodawania talentu - czyli natężenia efektów pogłosu i echa.

Mały ale byk

Gdy już się naoglądałem, przyszła pora na testy z prądem. Na chwilę wrócę do tylnego panelu, tajemniczego gniazdka i-Cube Link i równie tajemniczego kabelka: i-Cube Link to sprytne gniazdo, które służy do podłączenia iPhone, iPoda czy iPada (i nie tylko). Właśnie tym kabelkiem.

To jedno połączenie umożliwia nie tylko odtwarzanie, ale też nagrywanie popisów wokalnych czy instrumentalnych. Do tego celu Roland przygotował aplikację Cube Jam, bezpłatnie do pobrania z AppStore. Zaraz do niej wrócę, a tymczasem pora odpowiedzieć na pytanie: jak to gra?

Test 1: odtwarzanie muzyki z iPada

Jest dobrze. Jest lepiej niż dobrze. Przede wszystkim dźwięk jest czysty, klarowny i stereofoniczny! Mimo iż głośniki (sztuk trzy - dwa szerokopasmowe i jeden odpowiedzialny za basy) nie są duże, bo mają raptem 3-calowe membrany, radzą sobie całkiem nieźle, nawet w dość dużym pomieszczeniu. Niemniej jednak, jeśli ktoś liczy na łupanie, które tłucze szyby w oknach, koty płoszy i straszy dzieci, trochę się zawiedzie, ale fizyki się nie oszuka. To nie bumbox, więc basy nie miażdżą, ale też nie tego oczekiwałem. Za to reszta pasma jest przyjemnie ciepła, lecz nie "przewalona", wysokie tony też nie gryzą w uszy. Duży plus.

Tuż przy gniazdku i-Cube Link jest tylko jedno malutkie (za małe) pokrętełko głośności i jest to jedyny regulator przypisany do tego wejścia. Trochę może brakować korekcji, ale nie ma co przesadzać. Dobre nagranie zagra dobrze, czytelnie i wystarczająco głośno i to mi wystarczy do szczęścia.

Test 2: raz, dwa, trzy - próba mikrofonu... i klawiszy

Opiszę oba na raz, bo za mikrofon i wejście stereo odpowiada ten sam zestaw "kontrolek". Przy próbie mikrofonu wszystkie "ale", jakie można by mieć do dźwięku będą już nieistotne. Cube Lite Monitor właśnie tym swoim ciepłym brzmieniem kupił mnie już po paru chwilach. Korekcji praktycznie nie ruszałem, ująłem tylko odrobinę środka, dosmaczyłem pogłosem i już miałem w pokoju swoją osobistą salę prób. Po 22:00 wpiąłem słuchawki, po 23:00 skończyłem, bo sąsiedzi niestety nie podzielają mojej muzycznej pasji, a po prostu się zapomniałem...

Moc "kubusia" w zupełności wystarczy, by się słyszeć, pogłos i echo są co prawda proste, ale absolutnie wystarczające do domowych performance. Brak pokrętła Gain (wstępne wzmocnienie źródła) to dobra decyzja - mniej doświadczeni nie przesterują mikrofonu ani nie usmażą przypadkiem głośników. Przetestowałem również "kubusia" z klawiszami. Moje odczucia co do przenoszenia dźwięku się potwierdziły - bardzo pozytywnie.

Test 3: nagrywamy hita!

Jeden iPad, jeden kabelek, mikrofon i można zaczynać. Do aplikacji Cube Jam załadowałem już jeden z aranży, ustawiłem poziomy nagrywania (w czym pomocny jest wskaźnik wysterowania) teraz tylko puknąć czerwony przycisk na ekranie i można zaczynać ;)

Naszą sesję nagraniową można zatrzymać w każdym momencie, przesłuchać nagranie, powtórzyć dowolną ilość razy... Gdy już będziemy zadowoleni z rezultatów przyciskiem "mixdown" łączymy podkład z nagranym głosem lub instrumentem i gotowe. Jedyne co pozostało, to podzielić się nagraniem ze znajomymi czy otworzyć w innej apce, ale Cube Jam potrafi i to. Sama obsługa jest bardzo prosta, niemniej jednak program ma wręcz niezastąpione funkcje treningowe, jak obniżanie / podnoszenie tonacji muzyki oraz jej przyspieszanie/zwalnianie. Dzięki temu łatwo dopasujemy podkład muzyczny do własnych wymagań. Inną ciekawą funkcją jest kasowanie "środka" - w praktyce całkiem sprawnie możemy usunąć z oryginalnej piosenki wokal czy gitarę, by zastąpić je swoim wykonaniem.

Na koniec mała uwaga - jeśli nie posiadasz żadnego iPhone itp, to i tak Cube Lite Monitor nic nie traci ze swoich funkcjonalności. Co prawda nie śledzę rynku aplikacji na Androida i nie wiem, czy już jest jakiś programik muzyczny, ale kabelek jest uniwersalny i będzie działać z każdym telefonem czy mp3, który posiada gniazdko "mały" jack. Co więcej, "kubuś" doskonale sobie radzi z innymi aplikacjami muzycznymi na iOS - jak np. Auria czy Cubasis. Należy tylko pamiętać, by w aplikacji wyłączyć odsłuch nagrywanej właśnie ścieżki.