Klawiatura sterująca Roland A-49: Po prostu sexy!
Autor: Adrian "Adrian4u" Chryk • 31 stycznia 2013- Niezaprzeczalnie urzekający wygląd
- Kontroler D-Beam
- Całkiem rozsądne możliwości
- Dołączony Sonar LE
- Klawisze nieco krótsze niż standardowe
- Cena mogłaby być niższa
Klawiatura sterująca Roland A-49 w wersji "białej" śmiało mogłaby startować w niejednym konkursie piękności. Ba - pewnie by niejeden konkurs wygrała, bo co jak co, ale braku urody nie można jej zarzucić. Jest po prostu sexy! Ale czy w parze z urodą idzie funkcjonalność? Zaraz się o tym przekonacie. W każdym razie opisać ją można jednym słowem - ZASKAKUJĄCA.
Pierwsze wrażenia
Zacznę od pewnego sprostowania. Klawiaturka występuje w dwóch kolorach: czarnym i znacznie ciekawszym - białym. Dokładniej, to nie jest biały, jak opisuje to producent, a bardzo elegancki, satynowy i opalizujący kolor ecru. Nie jest to śliczna błyszcząca biała perła, czyli najładniejsze wykończenie kilku sterowników i syntezatorów firmy Korg, ale i tak mi się podoba. I jestem przekonany, że spodoba się każdemu, kto ceni elegancję. W parze z kolorem idzie cały kształt - zaokrąglenia, miękkie linie, srebrny panel boczny. Po prostu - można się zakochać już w samym wyglądzie.
Oczywiście w studio czy na scenie wygląd jest ważny, ale to, co decyduje czy dany sprzęt jest udany czy nie, to jego funkcjonalność. I tej funkcjonalności chciałbym poświęcić nieco więcej miejsca, bo jeśli decydowałby sam wygląd, to możecie być pewni, że nie zwróciłbym tej klawiatury z testów.
Wtrącę tu szybko dwie ważne informacje: sprzęt co prawda ma plastikową obudowę, ale tak skonstruowaną, że przy niskiej wadze jest naprawdę solidna i odporna na nawet nieco "brutalniejsze" traktowanie. Spasowanie elementów jest idealne, sama klawiatura jest równiutka na całej długości, klawisze sprawiają wrażenie równie solidnych co obudowa. Nieco bałbym się o trwałość satynowego lakieru, ale przecież po betonie szorować nią nikt nie będzie.
Po pierwszym, jakże pozytywnym wrażeniu zaraz po rozpakowaniu sprzętu, zanim jeszcze podłączyłem go do "prądu", zwróciłem uwagę na "wyposażenie". Tutaj Roland może nie przesadził, ale z drugiej strony nie o to chodziło. Co więc mamy na pokładzie?
Przede wszystkim, rzucają się w oczy dwie rzeczy: po pierwsze - ładny, srebrny panel po lewej stronie, na którym umieszczono wszystkie potrzebne elementy, a więc typowy, Rolandowski joystick zastępujący kółka PitchBend i Modulation, dwa programowalne przyciski oznaczone jako S1 i S2, kilka przycisków funkcyjnych (rozpiszę się o nich za chwilę), dwa programowalne knoby z eleganckimi (a jakże!) nakładkami, oraz… bardzo ciekawy, używany teraz chyba tylko wyłącznie przez Rolanda patent w postaci czujnika zbliżeniowego (czyli D-Beam).
Druga rzecz, która rzuca się w oczy, to oznaczenia przy klawiszach - jak nietrudno się domyślić Roland, by uprościć konstrukcję, zastosował popularną wśród innych producentów metodę wykorzystania klawiatury do wybierania i zmiany parametrów pracy sprzętu, wysyłania odpowiednich komunikatów MIDI na zewnątrz oraz programowania przycisków, knobów i D-Beam. Z tyłu mamy właściwie tylko cztery gniazda: USB do komputera (lub iPada), MIDI OUT i gniazda kontrolerów nożnych (sustain i pedal).
Przyciski S1 i S2 domyślnie działają w trybie ProgramChange, pozwalając wybierać nam brzmienia (+1, -1) w podpiętym VST lub - poprzez MIDI-OX i interfejs MIDI - w module czy syntezatorze. Oczywiście, podobnie jak oba pokrętła i D-Beam, możemy je przeprogramować, co wcale nie jest trudne. Wystarczy raz zajrzeć do króciutkiej instrukcji obsługi.
Również wysyłanie komunikatów przy wykorzystaniu klawiszy jest proste, choć znów kilka razy się zdziwiłem, gdy przed skończeniem "wystukiwania" komunikatu odezwał mi się podpięty moduł brzmieniowy… Dobrze, niech będzie że to moja wina, bo później takie sytuacje się nie zdarzały.
O wyglądzie i ergonomii - Unplugged
Bogatszy o rozeznanie i mając już pewien obraz tego, czego mogę się spodziewać przeżyłem nie takie znowu małe zaskoczenie. Coś mi się nie zgadzało z klawiaturą. Nie chodzi o feeling, bo większość konkurencji oferującej takie podstawowe modele ma identyczny, gumowy "feeling"… To coś innego... Zaniosłem klawiaturę do studio i tam się wszystko wyjaśniło... Klawisze w A-49 są KRÓTSZE O CENTYMETR od wszelkich innych klawiatur, a mierzyłem kilka. Era miniaturyzacji odcisnęła swoje piętno na klaiwaturze owego kontrolera. Dla mnie wydawało się to co najmniej dziwne, jednak z drugiej strony - jak ktoś nie ma miejsca na biurku, to ten centymetr będzie jak zbawienie.
Ślicznotka w akcji - test iPada i peceta
Po podpięciu klawiatury do komputera… działa jak błyskawica - porażająco, niezauważalnie szybka reakcja na każde, nawet delikatne uderzenie w klawisz czy ruch knobem sprawiają prawdziwą przyjemność. Po krótkim i pełnym frajdy przetestowaniu dynamiki klawiszy i działania kontrolek (w tym rewelacyjnego D-Beam) podepnę ją przez "Camera Kit" bezpośrednio do iPada. Również żadnych problemów. Gdyby jednak "nie zaskoczyła", pamiętajcie, że A-49 pracuje w dwóch trybach: podstawowym, odbywającym się bez jakichkolwiek sterowników, i zaawansowanym, gdzie musimy te sterowniki zainstalować, by klawiatura działała.
Standardowo, po rozpakowaniu z pudełka, klawiatura powinna być ustawiona w trybie podstawowym, czyli plug&play. Wpinamy w iPada czy komputer i już możemy zacząć przygodę z muzyką. Gdyby jednak "nie zaskoczyła" - pamiętajcie, że tryb pracy możemy zmienić z poziomu klawiatury. Do tego (i wielu innych rzeczy) służy kombinacja przycisku funkcyjnego i jasno opisanych funkcji nad klawiszami. Żeby po przejściu do trybu "zaawansowanego" klawiatura zadziałała nam na PC czy MAC… TRZEBA ZAINSTALOWAĆ STEROWNIKI, ale to przecież nie problem - dostajemy je na płycie CD lub ściągamy ze strony Rolanda.
W każdym razie w trybie podstawowym mogłem spokojnie i bezproblemowo podpiąć i uruchomić klawiaturę i przetestować z iPadem, pecetem, makiem czy nawet bezpośrednio z instrumentem… Pod warunkiem, że instrument posiada odpowiednie gniazdo USB. Przez MIDI, w trybie "standalone" z instrumentem się nie da. Spójrzcie wyżej, gdzie opisywałem złącza, kontrolki itp. Czego brakuje? Oczywiście takiej "drobnostki" jak gniazdo zasilania, włącznik czy pojemnik na baterie. To po co w takim razie to MIDI OUT? Bo dzięki temu, po podłączeniu do komputera czy iPada, dostajemy dodatkowe wyjście na świat MIDI - do zewnętrznego urządzenia. Niemniej jednak szkoda, że nie może pracować bez komputera czy iPada.
Klawiatura (klawisze) wyróżnia się na tle konkurencji pozytywnie pod względem jakości materiałów, spasowania i akcji - oczywiście nie licząc długości klawiszy. Mamy cztery oktawy, poprawną reakcję na siłę uderzenia (Velocity). Nawet nie trzeba zmieniać krzywej czułości Velocity - ustawienie fabryczne jest jak najbardziej OK. Klawiatura nie ma Aftertouch, a szkoda, ale ta funkcja może być realizowana przez D-Beam. Zresztą obok tego kontrolera jeden z przycisków służy do przyporządkowania Aftertouch do tego czujnika.
W przeciwieństwie do konkurencji nie ma mowy o "gumowatości" klawiatury, bo ta spisuje się naprawdę bardzo przewidująco i jest łatwa do wyczucia. Może nieco brak tego fajnego, wyczuwalnego momentu wpadania klawiszy i odskoku, jak w topowych klawiaturach sprzed 10 lat, ale i mechanika jest zupełnie inna. Nie ma się co oszukiwać, to jest klawiatura niskobudżetowa (jak na Rolanda - o tym napiszę w podsumowaniu) i konkurencyjny pod względem konstrukcji sprzęt wcale nie jest lepszy - jest o wiele gorszy, no i o wiele brzydszy.
Co jeszcze? Oprócz standardowego trybu pracy, Roland wyposażył klawiaturę w dwa dodatkowe tryby: V-Link, do sterowania odpowiednim sprzętem do wizualizacji (oczywiście ze stajni Rolanda i Edirola) oraz Super Natural, do sterowania modułami / syntezatorami z tym rodzajem generowania dźwięku. Wchodzący przebojem na rynek moduł Roland Integra (z którą chętnie bym się bliżej zapoznał) będzie więc miał świetne towarzystwo w postaci A-49 - w niewygórowanej jak na Rolanda cenie.
Creme de la creme
Napiszę jeszcze o jednej bardzo ważnej rzeczy. Roland dołącza do klawiatury świetny DAW - Sonar LE. Co prawda to obcięta wersja, jednak jest bardzo funkcjonalna i pozwoli właściwie od razu rozpocząć przygodę z muzyką, a i z pewnością przekona do siebie wielu użytkowników innych programów. Osobiście jestem użytkownikiem i fanem Sonara, dlatego daję tu duży plus, zwłaszcza, że to jeden z najlepszych, najłatwiejszych w obsłudze i najbardziej logicznych programów DAW na rynku.
Wybiła północ - czy czar prysł? Podsumowanie
Roland daje bardzo elegancką, śliczną klawiaturę. I tu nie ma nawet o czym dyskutować, bo A-49 jest naprawdę prześliczna! Będzie ozdobą każdego studia. Jednak to nie wszystko... Roland dał również funkcjonalność i naprawdę świetny D-Beam, choć ergonomia nieco kuleje. Ale coś za coś - dzięki temu mamy kompaktową (co nie znaczy złą, wręcz przeciewnie, to może być zaleta) klawiaturę, która zmieści się nawet na małym biurku i daje duży komfort pracy, a na tle konkurencji wypada w porządku… Cena może nie dokńca zachęca (ok.850 zł) to jednak to co najważniejsze - FEELING klawiatury - nie ustępuje syntezatorom do 4-5 tysięcy złotych. A że klawisze są ciutkę krótsze - ja przyzwyczaiłem się po godzinie, a Wy nawet tego nie odczujecie.
Dla kogo więc jest Roland A-49? Dla tych wszystkich, którzy cenią kompaktowe wymiary, spore możliwości, elegancję i firmowy znaczek(który mimo wszystko zobowiązuje), a przymkną oko na drobne niedociągnięcia.
Galeria zdjęć Roland A-49